niedziela, 10 listopada 2013

Alive and kicking

Praca w pubie to najtrudniejsze zajecie od czasow zmagan z lekcjami matematyki w liceum. Pracuje na zmiany 4 lub 5 dni w tygodniu po 7 lub 11 godzin. Godzin bezustannego stania na nogach, nalewania piwa, przyrzadzania drinkow, rozmawiania z klientami i ciaglego donoszenia umytych szklanek. Przez pierwsze trzy dni moje pracy przechodzilam trening, na szczescie szybko wszystko zalapalam i od piatku jestem juz pelnoprawna barmanka z wlasnym identyifkatorem i dostepem do kas :)

Zapewne wiekszosc z Was wyboraza sobie, ze pracuje w zwyczajnym pubie jakich mozna spotkac setki w Warszawie - tutaj jest jednak zupelnie inaczej. To jest wlasciwie mini korporacja nastawiona na jak najwieksze zyski, ktora zarzadza kilku managerow, a pracownicy sa stale obserwoani przez supervisorow. Nie ma tutaj muzyki tylko transmisje z parlamentu, nie ma dowolnych strojow - wszyscy chodzimy w elegenackich czarnych koszulach i spodniach, nie ma tancow i pijanstwa. Klientela to parlamentarzysci, biznesmeni i turysci. Bardzo podoba mi sie miedzynarodowe towarzystwo z jakim przyszlo mi pracowac - od Anglikow przez Czechy, Szwecje i Wlochy po Brazylie i Mongolie. Sporo osob jest w wieku okolo 20-tki i mam wrazenie jakby dzielilo mnie z nimi niejedno pokolenie, bo nie lapie ich zartow ani naigrywania z niektorych klientow. Jest jednak pare osob, z ktorymi prawdopodobnie moge sie zaprzyjaznic, a co wazne kontakt z klientem jest super mily. Wczoraj grupa angielskich chlopakow pokazywala mi swoje tatuaze, inni zdradzali dla mnie sekrety londynskiego slangu. Mysle, ze moge tu popracowac przez jakis czas - szkolic angielski i zdobywac doswiadczenie, dzieki ktoremu nie bede miec pozniej problemu ze znalezieniem tego typu zajecia. Widze tez jedna wyrazna roznice Polska vs Anglia w atmosferze, podejsciu do pracy z klientem i zachowaniem samej klienteli. W Warszawie barman to zazwyczaj nabzdyczony i zainteresowany wlasnymi sprawami czlowiek, ktory ma gdzies Twoje zamowienia - tutaj klient i jego zadowolenie jest bardzo wazne. Co wiecej ta relacja jest calkowicie wzajemna poniewaz klienci szanuja pracownika i jego prace. Wydaje sie, ze w UK tak jak w USA jest zupelnie inna etyka pracy - tutaj ceniony jest Twoj wysilek niezaleznie od wykonywanych czynnosci.

Rozmawialismy ostatnio z Piotrkiem co moglibysmy doradzic potencjalnym emigrantom i wyszlo na to, ze wszystko trzeba zrobic inaczej niz my :) Przede wszystkim nalezo nastawic sie na jak najwieksze poszukiwanie w pierwszym tygodniu po przyjezdzie - chodzic po pubach oraz odpowiadac na oferty z gumtree dotyczace wszystkich mozliwych dorywczych prac. W ten sposob nie stracilibysmy miesiaca na szukanie ofert zblizonych do naszych zawodow, oraz, co wlasciwie jest wazniejsze nie pozbylibysmy sie praktycznie wszystkich pieniedzy. Dopiero po uzyskaniu jakiejkolwiek pracy (oprocz sprzatania) zaczelibysmy szukac czegos lepszego tak jak bedziemy robic teraz.

Kilka faktow niezwiaznych z tematem pracy - non stop spotykamy tutaj walesajace sie po miescie lisy (na zdjeciu ten spod Palacu Buckingham), a ja ciagle przezywam wizyte na meczu Gasquet - Del Potro. Kupilam  najtanszy z mozliwych biletow, a wszystko bardzo mocno przezywalam i mialam znakomity widok na dowod czego przedstawiam zdjecie.









































































 Nawiazujac jeszcze do naszego mieszkania - chcielibysmy od grudnia zmienic nasz pokoj. Przeprowadzilam kilka rozmow z moim zespolem z pubu i okazalo sie, ze wiekszosc z nich mieszka w 2 lub 3 strefie, ale tuz obok lini metra placac dokladnie takie same pieniadze jak my. Ich dojazd do pracy to okolo 30 minut, moj - ponad godzine (autobus + metro) dlatego mimo panujacej  tutaj czystosci musimy sie wyniesc gdzies blizej miasta. Poza tym mamy dosyc tego, ze nasi wspolokatorzy juz drugi raz odkad tu jestesmy zaprosili tutaj rodzine, ktora odetnie nam swobodny dostep do kuchni i salonu. Oczywiscie nie konsultuja tego z nami, dowiadujemy sie przez przypadek slyszac fragmenty rozmow na skypie... Czas wiec ludziom z Kolbuszowej powiedziec "nara" i zaczac lepsze zycie :)

PS. Prawdopodobnie nie uda nam sie przyjechac do Warszawy na Swieta, ale jak wszystko dobrze pojdzie to chcemy wpasc na kilka dni tuz po Sylwestrze.

PS 2. Piter wlasnie dostal informacje, ze zaczyna w poniedzialek prace. Nie jest to jeszcze nic swietnego, ale da nam stabilizacje i spokoj ducha na jakis czas :)

4 komentarze:

  1. Gratuluję!!!! Fanie, że Piotrek dostał pracę. Trzymamy za Was kciuki i piszcie częściej, bo fajnie się czyta waszego bloga:)

    Ada z chłopakami.

    OdpowiedzUsuń
  2. no to ja ... a właściwie my też się przyłączamy do GRATULACJI :)
    strasznie się cieszymy, że będziecie mieli trochę więcej spokoju ducha, a bez wizji utraty płynności finansowej łatwiej będzie się cieszyć urokami Londynu :)
    tylko mi strasznie szkoda tych Świąt ... Piotrek obiecał, że będziecie u nas :( ale co tam, najwyżej powtórkę specjalnie dla Was zrobimy - dziewczyny na pewno się ucieszą z BN bis :)

    A.P.Z.A.M.

    OdpowiedzUsuń
  3. my również dołączamy !!!!!!!!!!!! :) do gratulacji i życzymy powodzenia , Piotrek podaj mi swój numer telefonu , na który można do Was zadzwonić

    co do świąt to będą też za rok :) ważne żebyście dobrze się urządzili na miejscu

    pozdrawiamy
    Szymon i reszta Marsulaków

    OdpowiedzUsuń
  4. Żyjecie? Może warto byłoby napisać mały elaborat dla wiernych czytelników.

    A.

    OdpowiedzUsuń