niedziela, 12 stycznia 2014

Czas zmian

Kolejny post jest idealnym pretekstem do powrotu do sierpniowych decyzji podejmowanych przeze mnie i Piotrka. Dochodza nas sluchy, ze niektorzy nie wiedza dlaczego zdecydowalismy sie tutaj przyjechac. Poczatki tej decyzji to sierpien 2013 roku i moja utrata pracy. Ten moment w moim/naszym zyciu zmusil nas do refleksji nad tym co chcemy dalej ze soba zrobic i jakie mamy szanse przetrwania w Polsce. Nastepnie przez 3 tygodnie nie zajmowalam sie niczym innym oprocz liczenia/sprawdzania/analizowania, az w koncu po kilku dniach spedzonych na Mazurach i dlugim spacerze po Lazienkach podjelismy decyzje, ze wyjezdzamy. Dla wszystkich naszych znajomych i rodziny byl to szok w duzej mierze nie dlatego, ze pojawila sie mozliwosc roztania na dluzszy czas, ale przez brak wczesniejszego zasygnalizowania sprawy i brak konsultacji w temacie. Wszystkich naszych przyjaciol za to przepraszamy, ale sprawa dotyczyla naszego zycia i musiala zostac podjeta przez nas samych. O dziwo najbardziej wyrozumiali i zadowoleni okazali sie nasi rodzice, za ktorych wsparcie bardzo dziekujemy. Przejdzmy jednak do sedna sprawy czyli dlaczego tu teraz jestesmy:

  1. Rosnaca frustracja kolejnymi niespelniajacymi naszych oczekiwan intelektualno/finansowych pracami w Polsce
  2. Swiadomosc warunkow zycia w Wielkiej Brytanii - wysokie prawdopodobienstwo lepszych zarobkow i lepszego statusu spolecznego
  3. Pragnienie wyjazdu na dluzej/na stale do Londynu, ktore jest w naszym mniemaniu najlepszym miastem na swiecie pod wzgledem kulturowym
  4. Chec przezycia wspolnej przygody, odciecia sie od nuzacej rzeczywistosci oraz sprawdzenia sie w innych warunkach

Mamy nadzieje, ze takie wytlumaczenie okaze sie dla wszystkich satysfakcjonujace :) Zeby byc w porzadku wobec Was i siebie powinniesmy odpowiedziec teraz na pytanie, ktore wszystkich nurtuje czyli "JAK JEST-ZOSTAJECIE NA DLUZEJ?" Odpowiedz na to nie jest tak naprawde uzalezniona od nas samych. Przezywamy tutaj permanentny dysonans poznawczy. Jednego dnia po wyjsciu na pyszna kawe w Notting Hill chce mi sie krzyczec "To jest zycie!", nastepnego po dwunastu godzinach pracy, zastajac moja druga polowe (pracujaca w diametralnie innnych godzinach) odsypiajaca przed kolejnym dwunastogodzinnym dniem pracy w fabryce, mysle zwyczajnie "To wszystko nie ma sensu". Nasza obecna sytuacja wyglada nastepujaco - Piotrek znajduje w agencjach pracy tymczasowej dorywcze prace w magazynach/przy produkcji zapewniajace wynagrodzenie na pokrycie biezacych wydatkow. Na szczescie ja mam calkowicie stala/stabilna prace w pubie, jednak cytujac klasyka "do tanga trzeba dwojga". W tej chwili, gdy tylko mamy czas by porozmawiac (co zdarza sie niezmiernie rzadko, bo wlasciwie mijamy sie w pokoju) zastanawiamy sie czy mamy sile i ochote zostac tutaj na dluzej, wydajac wszystkie zarobione pieniedze na biezace zycie troche naiwnie wierzac, ze w koncu los sie do nas usmiechnie i znajdziemy cos stalego i bardziej satysfakcjonujacego czy tez lepiej wrocic do starej dobrej Warszawy.

Dlatego gdy pytacie czy wracamy nie jestesmy w stanie jednoznacznie odpowiedziec - brakuje w naszym tutejszym zyciu elementu stalosci i pewnosci, ktora pozwolilaby nam planowac nasze dalsze posuniecia. Jednoczesnie mamy tak malo czasu dla siebie, ze nie mamy kiedy skorzystac z dobrodziejstw tego miasta, ktore byly dla nas tak wazne przed przyjazdem. Dodatkowo chialabym oficjalnie potwierdzic, ze w ubiegly piatek przeprowadzilismy sie z Manor Park do Willesden Green. Rozstanie z polskimi landlordami bylo dosc traumatycznym doswiadczeniem i nie chcemy opisywac tej sytuacji publicznie na blogu, poniewaz musielibysmy uzyc bardzo duzej ilosci niecenzuralnych slow :/ Z perspektywy czasu uwazamy, ze to byla nasza najlepsza decyzja od poczatku pobytu w Londynie :-) Pod nosem mamy metro Jubilee i w ciagu 20 min jestesmy w pracy/centrum/Camden/Notting Hill - innymi slowy wszedzie blisko. Do tego dzielnica jest o wiele bardziej 'angielska', towarzystwo multi-kulti, a wspolokatorzy wyluzowani (Czesi jak wyjeci z reportazy Mariusza Szczygla oraz kilku polakow, ktorych nawet nie widzielismy bo mamy inne godziny pracy). Landlord jest irlandczykiem i jest sporadycznym gosciem w naszym domu. Gdybysmy jeszcze tylko byli zdecydowani co dalej, czy nasza przyszlosc jest w Londynie czy w ukochanej Warszawie.

PS. Od 30 stycznia do 4 lutego znow bedzie mozna spotkac mnie w Spiskowcach albo Krowarzywach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz